W poprzedniej części wnętrzarskiego antyporadnika, krytykowałam kilka z powszechnie stosowanych styli i trendów. Dziś przedstawiam Wam drugą część Antywzorców, w której poddaję krytyce wnętrza z intensywnym kolorem przewodnim, maksymalizm, styl skandynawski oraz zastosowanie na ścianach mas dekoracyjnych. Po raz kolejny zaznaczam jednak, że moja antypatia wynika przede wszystkim z nieumiejętnego stosowania wspomnianych styli i niskiej jakości produktów. Proszę zatem traktować niniejszy wpis jako ostrzeżenie przed projektowaniem wnętrz drogą “na skróty”.
Kolor przewodni
Wnętrza zdominowane przez jeden wybrany kolor kojarzy niemal każdy. Czy są to skojarzenia pełne zachwytu? Niestety, niekoniecznie. Ta na pozór prosta zasada – stworzyć w miarę neutralne tło z bieli lub szarości, dodać nieco stali czy aluminium w połysku, a następnie udekorować to w jeden ulubiony kolor na pościeli, poduszkach dekoracyjnych, obrusie i zegarze na komodzie – niesie za sobą duże ryzyko stworzenia przestrzeni przejaskrawionej, sztucznej i przez to nieprzyjemnej w odbiorze. Bezsprzecznie trzeba tutaj oddać autorowi szacunek za trud i konsekwencję w tak pieczołowitym wyszukaniu wszystkiego w jednym odcieniu. Przed podjęciem tego trudu, warto się jednak zastanowić, czy rzeczywiście będzie on miał przełożenie na zamierzony – dobry efekt.
W naturze, która dla każdego z nas stanowi zakodowany w podświadomości wzorzec ideału i źródło dobrego samopoczucia, kolorystyka nigdy nie jest zdominowana przez jeden, w szczególności bardzo silny odcień. Krajobraz bywa bardzo zróżnicowany, złożony z całej gamy kolorów i odcieni o różnej intensywności i jasności, wzajemnie się uzupełniających i dopełniających.
Dlatego z mojej strony, zamiast wybierać kolor przewodni, zachęcam raczej do tworzenia gam kolorystycznych, które uwzględnią nasz wymarzony kolor wraz z barwami uzupełniającymi i dopełniającymi. Bardzo ostrożnie dawkujmy natężenie i po każdym dodanym elemencie, oceniajmy i weryfikujmy efekt. Starajmy się pamiętać, że kolor to nie tylko ściany i tekstylia. W naszej palecie barw, uwzględnijmy również materiały takie, jak drewno, kamień naturalny czy metale, bo również one są nośnikiem barw i będą miały wpływ na ostateczny efekt.
Jeżeli natomiast nie mamy do siebie zaufania w doborze kolorów, internet przychodzi nam z pomocą, oferując narzędzia, które będą nas wspierać w tworzeniu gam kolorystycznych. Jedną z takich podpowiedzi, może być znaleziona specjalnie na potrzeby tego artykułu witryna design-seeds, która zbiera gotowe palety kolorystyczne, tworzone na podstawie przepięknych zdjęć (przykładowa paleta powyżej).
Tynkarskie imitacje i wariacje
Jeżeli macie już za sobą pierwszą część antyporadnika, docierając do tego miejsca, pewnie nie jesteście zaskoczeni, że kolejna rzecz, udająca coś, czym naprawdę nie jest, zostaje zaetykietowana jako passé. Nie inaczej będzie w przypadku materiałów wykończeniowych ścian. Rynek oferuje nam niezliczoną ilość mas, które nałożone na ściany, mają imitować między innymi marmur, trawertyn, beton i metale.
Niestety efekt, jaki możemy uzyskać przy pomocy tego typu materiałów, przy jednocześnie stosunkowo wysokiej cenie, jest wątpliwy. Przykładowo, trawertyn z puszki o nazwie “tynk strukturalny”, nawet w niewielkim procencie nie jest w stanie zbliżyć się do efektu prawdziwej okładziny kamiennej. Marmolit to nie “marmur w płynie”. Żeby otrzymać efekt kilkudziesięcioletniej ściany wabi-sabi natomiast, nie wystarczy położenie odpowiedniej tapety, potrzeba raczej zdolnego artysty, który najpierw stworzy kolejne nawarstwienia czasowe, a następnie bardzo pieczołowicie je odkryje (choć to i tak nigdy nie stanie się ścianą ukształtowaną przez czas).
Jeżeli zatem marzy nam się betonowa ściana lub sufit w domu, mając taką możliwość, najlepiej będzie ustalić to z architektem już na etapie projektu. Jeśli na projekt nie mamy już wpływu, okładzina z prawdziwych płyt betonowych da nam dużo lepszy efekt, niż zastosowana w tym samym miejscu farba czy masa. Beton pozostawiony w stanie surowym, z widocznym szalunkiem drewna lub płyt, swoją niepowtarzalną fakturą i naturalnymi niedoskonałościami będzie miał o wiele większą wartość estetyczną, niż jego imitacja.
Zamiast tynkować namiastką kamienia całe pomieszczenie, postawmy na naturalną okładzinę chociażby na jednej ścianie lub nawet jej niewielkiej części. Jeżeli natomiast szukamy jedynego i niepowtarzalnego efektu starości, a nasze mieszkanie jest w świeżo oddanym stanie deweloperskim, skontaktujmy się ze specjalistą w tej dziedzinie.
Maksymalizm
Less is bore, more is more! – to najnowszy z wymienionych w artykule stylów, powstały jako opozycja wobec “bezdusznego minimalizmu” i odczłowieczonych trendów internetowych, mających za zadanie sprawdzać się w absolutnie każdym miejscu na ziemi (czyli w zasadzie jako opozycja do niezrozumienia minimalizmu i wnętrz ascetycznych). Powstaje zatem kierunek wnętrzarski, w którym dozwolone jest absolutnie wszystko – od historyzmu, przez eklektyzm, eksplozję kolorów, mieszankę wzorów geometrycznych i botanicznych, aż po proste i uniwersalne formy.
Wszystko w porządku, jednak w myśl zasady:
Im więcej ograniczeń, tym prościej jest znaleźć jedyne słuszne rozwiązanie.,
balansowanie w niezliczonej ilości wzorów i stylów, nierzadko na granicy kiczu jest naprawdę trudnym zadaniem. Takiego efektu nie jesteśmy w stanie uzyskać poprzez zastosowanie kilku rodzajów tapet na ścianach i uzupełnienie ich dodatkami z kolekcji Jonathana Adlera dla H&M Home. Dobrze zaprojektowane, maksymalistyczne wnętrze to wbrew pozorom harmonia między teksturami i fakturami, a bogatymi wzorami i ornamentem. To równowaga między dużą ilością barw dominujących i dopełniających. To ostatecznie szczerość materiału, czyli produkty najwyższej jakości. To wszystko wymaga od nas naprawdę sporo rozwagi, samokontroli i pokory – jeżeli zatem nie czujemy się w stu procentach pewni w tematach wnętrzarskich, po prostu nie róbmy tego sami. Takie zadanie będzie wyzwaniem nawet dla projektantów wnętrz z dużym dorobkiem prac na koncie.
Styl pseudoskandynawski
Dębowe panele podłogowe, białe cokoły, a pod telewizor szafka na dębowych nóżkach, na tle ekstrawagancko szarej ściany. Dalej nieco ciemniejsza, szara kanapa i podobny fotel uszak, nad tym wszystkim uproszczony wizerunek renifera i mamy przepis na gotowe, bezosobowe wnętrze rodem z 2015, które ani nie zrazi ani nie zachwyci nikogo, włączając w to swoich właścicieli. Od 2015 roku, kiedy zapanowała ta moda, “styl” uaktualniliśmy o stalowe okucia szaf zamiast otwierania na wcisk, poler mebli zastąpiliśmy matem, a blat kuchenny z dębowym laminatem zamieniliśmy na biały spiek. Zdjęliśmy ze ściany renifera, aby na jego miejscu wstawić minimalistyczny, poligonalny kształt, a nasze wymarzone wnętrze, w dalszym ciągu nie jest ani wymarzone, ani nasze.
Jak się zatem urządzać, żeby ominąć stylistyczną pułapkę wnętrza dla każdego i nikogo? Przede wszystkim musimy mieć świadomość, że to, co szumnie określamy “stylem” to tak naprawdę etykiety, które mają nam jedynie ułatwić poruszanie się w komercyjnym świecie sklepów z wyposażeniem. Zdjęcia z portalu Pinterest, zapisane w folderze inspiracji, traktujmy więc jako subtelne stylistyczne akcenty, a nie jako przepisy na gotowe wnętrza. W procesie projektowania, zachowajmy nie tylko otwarty na nowości umysł, ale przede wszystkim dużo pokory i szacunek wobec tego, co znamy, lubimy i w czym czujemy się dobrze. Bądźmy ze sobą – ponownie – szczerzy i autentyczni, spróbujmy wyrazić swoje zamiłowania i pasje, bo nawet najbardziej uniwersalny trend, nie będzie nigdy rozwiązaniem dla każdego.
Ja bardzo lubię odcienie fioletu i mam nawet fioletową sypialnię 😉
I bardzo dobrze! Intensywne kolory mają bardzo duży potencjał w tworzeniu wyrazistych, zapadających w pamięć wnętrz. Ja zalecam jedynie rozważne stosowanie, różnorodność w odcieniach oraz pamięć o barwach dopełniających i neutralnych, które stworzą harmonijne tło. 🙂